piątek, 28 grudnia 2012

Czy jesteś street-artowcem?

"Czy uważasz siebie za artystę street-artowego?" - zapytałem dzisiaj z samego rana Ryszarda, który zameldował się po świątecznej przerwie w foyer Centrum tuż przed godziną 9.00. "Chodź, pojedziemy po pędzle to porozmawiamy. To nie takie proste..." - odparł Ryho. 2 minuty potem byliśmy już w drodze do marketu budowlanego, w którym mieliśmy kupić sprzęt i materiały niezbędne do dalszej pracy. Po drodze powtórzyłem pytanie. Tym razem odpowiedź nadeszła niemal natychmiast. "Nie". Muszę przyznać, że przypuszczałem, że będzie ona właśnie taka. Rzecz jasna bardzo interesowało mnie jak Ryszard "Ryho" Paprocki postrzega siebie samego i to co robi. "Widzisz, ze street-artem sprawa jest naprawdę skomplikowana" - zaczął Ryszard. "Obecnie jest to bardzo szerokie pojęcie, w którym zmieszczono mnóstwo różnych działań, czasami takich, które odbiegają znacznie od chociażby graffiti, writingu czy vlep. To np różnego rodzaju instalacje oraz działania twórcze, które wg mnie wymykają się podziałom i klasyfikacjom. Moje ma taką właśnie naturę" - opowiadał oglądając przez szybę samochodu szary, bardziej jesienny niż zimowy krajobraz Krosna.

Rzeczywiście, z działalnością artystyczną Ryha jest pewien problem. W najnowszym wydaniu albumu pt. "Polski Street Art" autorstwa Elżbiety Dymnej i Marcina Rutkiewicza umieszczono wprawdzie wielicką pracę Ryszarda, klasyfikując ją jednak jako "graffiti fotorealistyczne i 3D". "Ze mną jest tak samo jak z Kurtem Wennerem i Edgarem Muellerem - ciężko nas zaszufladkować, zdefiniować nasze prace. Ok, można powiedzieć, że to jakiś rodzaj <graffiti> choć trzeba pamiętać, że na pewno nie takie <z krwi i kości>. Ale po co w ogóle to definiować? Nie można po prostu powiedzieć, że coś jest fajne czy ładne?" - zapytał mnie w momencie, gdy parkowałem samochód pod marketem. Odparłem, że trudno się z nim nie zgodzić i zgasiłem silnik. 

"Solny Świat" Ryszarda Paprockiego w publikacji pt. "Polski Street Art cz.2 - między anarchią a galerią" Elżbiety Dymnej i Marcina Rutkiewicza. Autorzy zaklasyfikowali pracę Ryha jako "graffiti fotorealistyczne i 3D"


Chciałem zakończyć temat zanim wejdziemy do marketu więc zapytałem Ryha o ostatnią rzecz, a dokładnie o ostatnie dwie rzeczy - o to jak zatem określić może swoją pracę oraz o to jakie ma podejście do "klasycznych" street-artowców. Odpowiedź na pierwsze pytanie była dość "prosta": "Jestem artystą, który działa w przestrzeni publicznej. Czyli mimo wszystko można powiedzieć, że w jakimś sensie jestem street-artowcem, a to co robię to sztuka ulicy..." - faktycznie skomplikowane;)

Co do drugiej kwestii reakcja Ryha nie była aż tak jednoznaczna. Wg niego każda sztuka spełnia jakąś funkcję. Street-art także ją ma. To tzw. kontekst. Sztuka ulicy ma "porządkować" przestrzeń publiczną, lub wykorzystywać ją do walki o wyższą ideę. Jest wielu artystów, których Ryho szanuje. Dobrym przykładem jest Banksy. "Zobacz, to co on robi nigdy nie było przypadkowe, to przemyślane działania twórcze, poruszające niesamowicie ważne tematy. Jego prace to nie kaprys, chęć pomalowania ściany. Za tym stoi znacznie więcej. W Polsce także mamy takich artystów, zwłaszcza tych ze starszego pokolenia. Ale każdy kto tworzy mając na uwadze ten <kontekst> jest twórcą". Na tym zakończyliśmy rozmowę o naturze jego pracy twórczej i weszliśmy znaleźć pędzle, których Ryho używa zamiast puszki ze sprayem... No właśnie, to także odróżnia go od street-artowców...

W markecie Ryho pokazywał mi jak w prawdziwej pędzlowej "dżungli" znaleźć naprawdę dobry sprzęt. Testował różne modele, odrzucając po 2-3 sekundach te, które zamiast usprawnić pracę utrudniłyby ją. Ostatecznie wybrał ich chyba ok 10. "Dużo pracy przede mną" - powiedział z uśmiechem. Najważniejsze jest to, aby pędzel nie gubił włosów. Niby oczywiste, jednak są pędzle, które wydają się ich nie gubić, a potem porządnie dają w kość. Ważne jest mocowanie włosia do rączki. Wykonane solidnie daje gwarancję tego, że nie spędzi się większości czasu przeznaczonego na malowanie usuwając zgubione włosy. "Chociaż... ostatnio konserwatorzy japońscy odkryli w Kaplicy Sykstyńskiej włosie z pędzla Michała Anioła... To była prawdziwa sensacja... Może zostawię Wam tu jakiś ukryty włos?" - żartował Ryszard. 

W gąszczu pędzli specjalista od razu jest w stanie odnaleźć ten najlepszy jakościowo

W kilka chwil po powrocie do Centrum prace nad UnderGlass-em zostały wznowione. Widać było, że przez święta Ryho zatęsknił za pracą, bowiem od razu zabrał się do ostrej pracy. Przez kilkanaście minut, które spędziłem w klatce obserwując go przy pracy z pasją opowiadał o najdrobniejszych szczegółach technicznych wykonywania malowidła. "<Wstydliwe> podmalówki muszą być wykonane maksymalnie precyzyjnie. Nie może zostać ani jeden milimetr!" 

 "Zbliż się i posłuchaj tego dźwięku. Jest wspaniały..." - zachęcał Ryho. Nigdy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że pędzel wydaje dźwięk, którego można słuchać z przyjemnością

Pędzel przemieszczał się niesłychanie żwawo po dość dużej powierzchni. "Posłuchaj tego dźwięku" - powiedział w pewnym momencie. "Ten szelest włosia po powierzchni jest niesamowity... Możesz go nagrać?" - zapytał. Nagrałem:)



Do następnego!

DI

2 komentarze:

  1. Dokładnie! Ten się śmieje kto się śmieje ostatni! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrowienia... Czytam i podglądam Was codziennie!

    OdpowiedzUsuń