A jednak… Prawie 3 miesiące to
czas, po upływie którego pisanie bloga potrafi bardzo mocno wejść w krew…
Wierzcie… „Żegnając się” w piątek wiedzieliśmy jednak, że wrócimy. To tak
naprawdę nie było pożegnanie, ale bardziej zakończenie najważniejszego etapu
projektu, który cały czas trwa, mimo iż Ryho jest już w rodzinnym Ojcowie. Mamy
nadzieję, że odpoczywa teraz po tygodniach naprawdę ciężkiej, ale jakże owocnej
pracy. Jej rezultaty, zaprezentowane w formie zdjęcia, w ciągu kilku godzin
zdołały pobić wszelkie rekordy „lajków” i udostępnień na naszym profilu
facebookowym. To dobry „prognostyk”, jak to panowie redaktorowie porannej
audycji w naszej ulubionej stacji radiowej zwykli mawiać.
Ryszard na pewno wróci do Krosna
w najbliższym czasie na oficjalną premierę malowidła połączoną z pierwszym
pokazem 3D mappingu. Do tego momentu
będziemy prezentować m.in. najświeższe wieści od chłopaków z Tving Stage Design,
pracujących intensywnie nad podniesieniem malowidła Ryha do kwadratu (swoją
drogą Ryho zawiesił im poprzeczkę kosmicznie wysoko!). Nie zapomnimy także o przekazywaniu wieści od
Ryszarda oraz o publikowaniu tych materiałów, które nie zmieściły się w
dotychczasowych wpisach. Mówiąc krótko, postaramy się umilić maksymalnie czas
oczekiwania na ciąg dalszy, bo ten z pewnością nastąpi.
Zabezpieczanie malowidła to ostatni etap pracy nad "UnderGlass". Mimo, że to czynność "techniczna" Ryho potrafił opowiadać o niej w charakterystyczny dla niego sposób - zabawny i niesamowicie wciągający
Dzisiaj raz jeszcze o
technologii. Przejeżdżając w piątek obok budynku Centrum i widząc, że Ryho
pracuje postanowiłem zaglądnąć do niego i sprawdzić co słychać. Podobnie jak za każdym innym razem, gdy
zaglądałem do niego wieczorem, tak i teraz od razu zdałem sobie sprawę z tego,
że to był strzał w „10”, mimo że Ryszard miał „po prostu” zabezpieczyć
malowidło. Okazało się bowiem, że nawet tak obrzydliwie techniczna i pozbawiona
cech twórczych czynność jak pokrywanie pięknie wymalowanej posadzki warstwą
żywicy staje się w wykonaniu Ryha niesamowicie pasjonująca.
Ten etap jest najbardziej reżimowy ze wszystkich – powiedział w
biegu Ryho. Niósł kubek gęstawej, białej, przygotowanej z iście aptekarską
dokładnością mikstury. Chodź, nie możemy
tu rozmawiać, bo muszę pracować – widać było, że naprawdę nie żartuje. Drobny błąd może mnie teraz bardzo drogo
kosztować, stąd te wszystkie obostrzenia - zakazy i nakazy – tłumaczył
rozsmarowując po posadzce dość szerokim pędzlem coś o kolorze i konsystencji mleka. Demonstrował mi przy tym sposób, w jaki należy to robić. Jeśli zostawię choćby niewielki fragment,
zwłaszcza tu – w fudze, nierozprowadzonej żywicy, to ona zaschnie mając taki
właśnie biały kolor. Co wtedy? Ryho musiałby do tej samej mikstury dodać
odpowiedniego pigmentu i od nowa pomalować. Stąd właśnie maksymalne skupienie.
Ryho przygotowujący substancję zabezpieczającą
...z iście aptekarską precyzją. 800 i ani grama więcej...
Problemem nie jest jednak tylko
ewentualna niedokładność lub nieuwaga, bo o tych w przypadku Ryha nie ma mowy.
O wiele bardziej dokuczliwe byłoby np. zachlapanie lub zalanie posadzki, nawet drobną ilością
mieszanki atomów tlenu i wodoru, zwaną przez chemików tlenkiem wodoru, a przez nas wodą. Ryzyko tego jest jednak u nas na szczęście
stosunkowo niewielkie. W tym miejscu muszę przytoczyć opowiedzianą mi przez
Ryszarda historię o zalaniu wielickiego malowidła na tym właśnie etapie pracy przez…
podlewacza zieleni miejskiej… Otóż w piękny słoneczny dzień, gdy Ryho wykonywał
tę właśnie czynność, nagle na płycie Rynku pojawiła się dość duża ilość wody.
„Solny Świat” ogrodzony był parawanami i to spod jednego z nich zaczęła płynąć
"rzeka". Jej widok niemal przyprawił Ryha o zawał. Jak poparzony wybiegłem zobaczyć
co się dzieje. Patrzę, a tu gość podlewający kwiaty wlewa do donic hektolitry wody, a ta przelewa się
przez nie i zalewa rynek, a tym samym malowidło! Podniosłem taki alarm, jakiego
chyba w Wieliczce jeszcze nie było. W sekundzie armia ludzi z ręcznikami
pojawiła się na płycie rynku i wycierała wodę. Dostawałem białej gorączki, bo
oficjalne otwarcie „Solnego Światu” przez piłkarską reprezentację Włoch miało się odbyć
lada dzień – wspomina Ryho.
Woda na szczęście też nie jest
największym zagrożeniem. Bardziej obawiamy się, że ktoś po prostu wejdzie na „UnderGlass”,
a to po nałożeniu drugiej warstwy jest kategorycznie zabronione przez okres
kilku dni. Dlatego dzieło Ryha dostępne będzie dopiero od 18 marca.
Warto tu zaznaczyć, że Ryho
zabezpiecza malowidła dwiema warstwami. Pierwszą stanowi sama żywica, a drugą mieszanka
żywicy i mikrokuleczek, które zapewniają walory antypoślizgowe. Takie kuleczki
dodawane są do farby, którą maluje się pasy drogowe – zdradza Ryho. Okazuje się
także, że te kulczeki wykonane są… ze szkła! To nie żart! To bardziej coś
symbolicznego. Ostatnia warstwa, jaką pokryta została powierzchnia „UnderGlass”
– malowidła powstałego w Centrum Dziedzictwa Szkła i inspirowanego tematem
produkcji szkła – jest warstwa, w której najważniejszym elementem jest właśnie
szkło… Mówiąc krótko, chodzić będziemy tak naprawdę po warstwie szkła! Czy to
przypadek, że coś zaprowadziło mnie późną porą do Centrum i że dzisiaj mogłem
napisać o mimo wszystko tak ciekawej informacji, o której pewnie nigdy byśmy
się nie dowiedzieli?
Ta sypka substancja stanowiąca kluczowy element ostatniej warstwy nakładanej na powierzchnię malowidła, to tak naprawdę miliony szklanych mikrokuleczek zapewniających walory antypoślizgowe. Od początku inspirowane tematem szkła dzieło zostało więc zabezpieczone warstwą "szklaną"...
Na koniec pewna ciekawostka. W
sobotę rano Ryho udzielał wywiadu. Opowiadał m.in. o małym malowidle, czyli
tzw. intro. Opisując kolejne jego elementy szczególną uwagę zwrócił na
tajemniczy otwór w ścianie z cegieł, z którego wypływa lawa. To Pieczara Szkielnika. On gdzieś tam w
środku siedzi – gdy wypowiedział te słowa, które rozbawiły mnie i
prowadzącą wywiad niemal do łez, zdałem
sobie sprawę jak bardzo będzie nam go tu brakować…
W tajemniczym otworze, z którego wycieka lawa mieszka Szkielnik, a otwór to wrota do jego pieczary. Może więc intro powinno nazywać się właśnie tak? Pieczarą Szkielnika? Lub chociaż Mrocznym Jego Królestwem? Trzeba przyznać, że choć nazwa brzmi zabawnie, jednak Ryho trafił w sedno. Intro jest mroczne, napawające grozą. To przepaść, którą trzeba pokonać, aby zobaczyć i doświadczyć czegoś wspaniałego - widoku na "UnderGlass"... (fot. Damian Krzanowski - Krosno24.pl)
Do następnego!
DI
"Pieczara Szkielnika" to jest świetne intro do UnderGlass, wbija się w pamięć. Brzmi sugestywnie, baśniowo, kryje jakąś opowieść...
OdpowiedzUsuńTe mikrokuleczki szkła, to jest to na co czekałam, teraz mój osobisty podtytuł (jeden z wielu, bez względu na to czy konkurs będzie czy nie) nabiera znaczenia :)
J.
Szkielnik - bardzo fajne określenie! Super - mityczna postać z krainy szkła, jeszcze chyba nie było takiego określenia na ducha szkła. A w nazwie tego intro może użyć takich określeń: komora Szkielnika, strefa Szkielnika, pałac Szkielnika??? Wymyślicie coś, jestem przekonana:)
OdpowiedzUsuńM.